W pierwszych dniach lutego 1767 r. Radzyń by miejscem wielkiego zjazdu znakomitych postaci, o którym rozpisywały się warszawskie gazety. Wydarzenie się stało głośne w Polsce. Okazją stał się ślub córki Eustachego i Marianny Potockich – Cecylii Urszuli ze starostą czerkaskim, księciem Hieronimem Sanguszką. Na uroczystości został zaproszony przyjaciel domu, świeżo mianowany biskup warmiński – Ignacy Krasicki.
W przeddzień zaślubin przypadały urodziny Księcia Poetów, na uczczenie tego faktu "kazał pan Potocki dać ognia ze stu dział ".
Wesele córki było świetną okazją do zaprezentowania wspaniałej siedziby, którą Potoccy przebudowywali według projektu Jakuba Fontany, a która zdążyła już zasłynąć w Polsce.
“Wiadomości Warszawskie” z 11 lutego 1767 r. donosiły:
“Naznaczony dzień wesela Jejmości panny Cecylii Potockiej – córki Jchmć Państwa Generalstwa Artylerii Litewskiej, na dzień 2 miesiąca tegoż [lutego] zaczęli się zjeżdżać różni Jchmć, chociaż ten akt prywatnie chciano odprawić.
Dnia 1 lutego, jako w dzień rodzin Księcia Jmci Biskupa Warmińskiego, 100 razy z armat dano. Po tym ok. godz. 11. w zamkowej kaplicy było błogosławieństwo Jchmości Państwa Młodych. Po obiedzie tańce się zaczęły i nowych dystyngowanych gości wiele przybyło.
Dnia 2. o godzinie 7. wieczór Książę Jmć Biskup Warmiński Jchmć Państwu Młodym dawał szlub, do którego Jejmć Panna Młoda prowadzona była przez Księcia Jmci Sanguszka – Marszałka Wielkiego Ks. Lit [ojca pana młodego], brata swego starszego Kajetana, młodzi zaś trzej bracia ogon od roby za nią nieśli. Od szlubu taż prowadzona przez Ojca swego Jmci Pana generała i Jmci Pana Wojewodę Brzyskiego. Przez całą benedykcję [uroczystość] szlubną nieustannie z armat dawano.”
Na podstawie: Tadeusz Semeniuk, Kalendarium dziejów Parafii Świętej Trójcy w Radzyniu Podlaskim
Cecylia Urszula Potocka (według innych źródeł Urszula Cecylia) przeszła do radzyńskiej legendy pod swym drugim imieniem jako bohaterka romansu ze szlachcicem Paszkowskim, a pamiątką tego jest kamień o kształcie walca leżący obok pałacu. Świadkiem wesela są prawdopodobnie rosnące do dziś w parku, nieopodal pałacu - modrzewie.
Radzynianka
czyli
ballada o dwóch modrzewiach
Jakaż to para piękna i młoda
wiruje w świetle księżyca?…
Ona choć w bieli, złocie, brylantach
śmiertelnie blade ma lica.
On jak dąb rosły, szeroki w barach –
okryty strzępem kontusza,
po stronie serca krwawiąca rana,
lecz panny to nie porusza.
W parku radzyńskim niby zaklęci,
wpatrzeni w oczu swych głębię
tańczą pośród drzew, na tafli stawu,
nad nimi – białe gołębie.
Ona – księżniczka z Potockich rodu,
on – szarak z Paszk niedalekich.
Jak się poznali, jak pokochali –
któż zgadnie po tylu wiekach?
Mówią, że szlachcic spotkał księżniczkę
gdy konno w boru zbłądziła,
niedźwiedzia ubił, co chciał ją zgładzić.
Odtąd gdy północ wybiła
ona się tajnie z zamku wymyka
on kryje się pod modrzewiem.
– Czy ty mnie kochasz? – Tak! -Wyjdziesz za mnie?
– A tego to ja już nie wiem!
Serce ci wierne, lecz rodzic drogi
mą rękę Sanguszce daje.
– Nie bądźże córko uparta, głupia!
Z nim życie będzie ci rajem –
- mówią mi co dzień z rana, wieczora.
Ja nie chcę. Lecz cóż ja mogę?
Dadzą mnie jemu, nie patrząc na nic.
Ty, miły, ruszaj już w drogę.
W dzień przed weselem, gdy się spotkali,
by się pożegnać na wieki,
młodzian rozpaczy nie mogąc ukryć,
zaklął: - A niech to diabli!
I nagle rumak czarny się zjawił –
stanął tuz obok młodzieńca.
– Jedź ze mną, miła, będziemy razem,
miłość złączyła nam serca.
Wsiedli na konia, wziął ją w ramiona
i ruszył rumak ognisty,
lecz nogą trafił na wieki kamień.
Zarżał żałośnie. Rozbłysły
w pałacu oknach tysiące świateł …
Natychmiast gawiedź się zbiegła.
Konia nie było - wierzyć nie chcieli:
podkowa w kamień ugrzęzła.
A przerażeni tym kochankowie
za modrzewiami się skryli.
Przysięgli miłość: po grób i dłużej.
Serca na korze wyryli.
Mówią, że chora matka Urszuli,
czując, że śmierć przyjdzie wkrótce,
swą córkę Pannie Marii oddała.
To ocaliło jej duszę.
Nazajutrz rano wielkie wesele
w pałacu się odbywało.
Setki zaprzęgów gości szacownych
przywiozło z całego kraju.
Biskup Krasicki – Książę Poetów
w leżącym obok kościele
ślubu udzielił młodej parze -
Paszkowski lgnie do modrzewi.
................................................
Pięć lat minęło, oboje zmarli:
on – wojak zginął gdzieś w boju,
ona umarła dziecię powiwszy
u męża hen na Wołyniu.
Do dzisiaj w parku para modrzewi
ręce wyciąga ku sobie…
Choć się kochają, tęsknią, są blisko –
ciągle się dotknąć nie mogą.
Chyba że zegar północ bić zacznie,
cienie zbudzi blask księżyca,
a wiatr potarga ręce modrzewi,
włoży jej dłoń w dłoń szlachcica.
Drzewa korę swą zrzucą swobodnie:
staje młodzian i obok dziewczyna
piękni jak wtedy, gdy się kochali.
W tan ruszą – bal się się zaczyna.
W rytmie walca Potocka z Paszkowskim
pośród parku z sobą wirują.
Północ bije, płyną sekundy,
kochankowie tego nie czują.
Zapatrzeni w swe oczy jak w gwiazdy,
w rytm serc swoich jak w baśnie wsłuchani,
zapomnieli o wiekach rozłąki
letnią nocą tak oczarowani….
.............................................
Raz dwunasty zegar uderzył.
Dźwięk ten przeszył im serca jak nóż!
Kora szara okryła ich ciała.
Nie ma dwojga ni walca i już.
Czasem płacz cichy w parku usłyszysz,
jakiś jęk się odezwie żałosny….
Myślisz: – Stary nasz modrzew zaskrzypiał –
a to szloch po uśpionej miłości.
opr. Anna Wasak